4.01.2012
Und ja wir beide werden uns nie wieder sehen,
kann schon sein, dass man sich im Leben zweimal begegnet,
doch es beim zweiten Mal dann einfach zu spät ist.*
Czuła się winna, kiedy stali na dworcu, czekając na pociąg, do którego powinien wsiąść, widziałem to w jej oczach. Siedziała na ławce i patrzyła na buty, zamiast chociażby przed siebie.
- Ejj - zacząłem. - Dam sobie radę.
- Tak kurwa. Nie pamiętasz jak się nazywasz, na pewno odnajdziesz się w Dortmundzie. NA PEWNO. - powiedziała to, cały czas nie podnosząc głowy.
- Ale nie mam wyboru…
- To jedź ze mną - powiedziałem, dalej nie rozumiejąc czego się tak naprawdę boi.
Nie odpowiedziała, ale podniosła głowę. Spojrzałem w jej zielone oczy w kształcie migdałów i zatonąłem w nich na chwilę. Szybko odwróciła głowę i wstała, wciskając mi kartkę w dłoń.
- Dobrze wiesz, ze nie pojadę. Twój pociąg - poinformowała chłodno, wskazując na tory. Zerknąłem na kartkę, na której nabazgrała adres i inne namiary Mario, swoim nierównym, charakterystycznym pismem. Lekko pomachała mi ręką, kiedy już wsiadłem. - Żegnaj - powiedziała niepewnie, nakładając kaptur. Dzisiaj pogoda nie była zbyt przyjazna dla ludzi, a Jenny nie miała czapki, zresztą… dlaczego zwracałem uwagę na takie szczegóły? Może dlatego, że od dnia kiedy się poznaliśmy, ona troszczyła się o mnie, a ja nie miałem okazji zatroszczyć się o nią? Przez prawie trzy dni, zapewniła mi nocleg, nowe ubrania i jedzenie, ale przede wszystkim uratowała mi przecież życie. Dzięki tym kilku rozmowom, przypomniałem sobie jakieś migawki z mojego życia, które mam nadzieję wystarczą, dopóki nie dotrę do następnego elementu układanki. Obiecałem sobie, że kiedy tylko jako tako ogarnę swoje życie, wrócę tu i pomogę jej, w co najmniej takim samym stopniu, w jakim ona pomogła mi.
Siedząc w pociągu, miałem zdecydowanie za wiele czasu na myślenie. Starałem się skupić na sobie, przywołać jakieś wspomnienia, cokolwiek, co mogłoby mi pomóc. Zamykałem oczy, oddychałem głęboko, robiłem wszystko, żeby zmusić wspomnienia do powrotu. Zamiast nich, pojawiły się tylko te oczy. Jej oczy, smutne, zamglone. Chciałbym znowu zobaczyć je weselsze, takie jakie były pierwszego dnia. Takie jak kiedyś?
Zapukał do drzwi i poczekał chwilę. Rzadko tu bywał, ale przecież zawsze znajdzie czas dla kumpla. Jednak zamiast kolegi, drzwi otworzyła mu jakaś dziewczyna. Przez chwilę był zdziwiony i zapatrzył się na blondynkę, ale zaraz odzyskał rezon.
- Jest Mario? - zapytał. Znali się już od dłuższego czasu, ale nigdy nie widział u niego żadnej laski. Sam szukany wpuścił go do środka, a blondynka zniknęła szybko na schodach.
- To moja siostra - wyjaśnił Mario.
Po jakimś czasie wróciłem do rzeczywistości. To ona, to na pewno Jenny. Kiedyś była może słodką blondynką, która uciekała na jego widok… ale to ona! Nawet z obciętymi do ramion, farbowanymi na czarno włosami i mocnym makijażem.
Er ist auf dem Weg nach Hause mit der Bahn,
schaut aus dem Fenster lässt Gedanken freien lauf**
~*~
Śnieg padał mocno z nieba, ale mieszał się z rzęsistym deszczem, tworząc na ziemi mokrą breję, którą ciężko było ominąć idąc chodnikiem. Wzdrygnęłam się, obserwując uciekających do domów przechodniów. Zacisnęłam palce mocniej na gorącym kubku i westchnęłam ciężko. Pociąg na pewno był już na miejscu. Ale Czy Marco trafił pod wskazany adres? Czy sobie poradził? Tego już nigdy się nie dowie. Czas zmienić miejsce zamieszkania. Znowu się ukryć. Dziś ostatni wieczór stanie za barem w klubie. Potem jej życie zmieni się znowu, będzie żoną bogatego, cenionego człowieka i nie będzie musiała się o nic martwić. Takie było jej idealne wyobrażenie.- Jesteś wredną suką Jen. Na dodatek bez sumienia. - powiedziałam cicho, ledwo słyszalnie.
Jeszcze raz wzięłam telefon do ręki i spojrzałam na migoczący wyświetlacz. Odczytałam wiadomość, już chyba po raz setny. Umarła.
Jedno słowo, a pozwoliło mi odkryć najmroczniejszą stronę własnej natury. Tak wiele to uproszczało. Ściskając w dłoniach mocno nagrzany zawartością kubek, omiotłam wzrokiem idealnie wysprzątany pokój. Nie. Nie ma na co czekać. Odstawiłam kubek na stolik i złapałam torbę, mocnym szarpnięciem zarzucając ją na ramię. Z zaciętym wyrazem twarzy przeszłam szybko ku drzwiom i ignorując wcześniejsze zobowiązania, postanowiłam wyjechać na obrzeża miasta już teraz.
W zapomnianym życiu Jenny-barmanki zostawiłam tylko zapach wanilii zmieszany z parą białej herbaty.
~*~
- Na cholerę tu ze mną siedzicie? - Rzuciłem w stronę dwójki brunetów siedzących na mojej sofie. Już dwie godziny nie ruszyli tyłków z kanapy, grając sobie w najlepsze na PlayStation. No kurwa, niewiele to pomaga!- Żebyś nie siedział sam. - odpowiedział Mats nie spuszczając wzroku z ekranu.
- Mario, za bardzo się denerwujesz - dorzucił Robert “Jestem oazą spokoju. Pierdolonym kurwa zajebiście wyciszonym kwiatem lotosu na zajebiście spokojnej tafli jebanego jeziora”
Westchnąłem ciężko. Nosiło mnie, bo nie wiedziałem co mam robić, a oni chyba starali się pilnować, żebym nie zrobił nic głupiego, wielce odpowiedzialni się znaleźli.
- Dobra - zacząłem. - To co teraz?
Oboje spojrzeli na mnie zdziwieni. Czas, tu chodzi o czas - pomyślałem. Zostały mi cztery dni żeby odnaleźć Marco, a pomysłów i jakichkolwiek postępów - brak. Miałem ochotę schować twarz w dłoniach i rozpłakać się jak małe dziecko nad zepsutą zabawką. Opadłem bezsilnie na fotel, zmęczony jak po maratonie, ale nie dane mi było zbyt długo odpoczywać. Chwilę potem usłyszałem dzwonek do drzwi i wołanie młodszego brata:
- Mario! Marco do ciebie!
CO? Mrugałem przez chwilę zdezorientowany, nie wiedząc co zrobić, podczas kiedy Robert i Mats rzucili się do drzwi i zbiegli na dół po schodach. To trochę mnie otrzeźwiło, więc szybko poszedłem za nimi nie tracąc już ani sekundy na myślenie.
Rzeczywiście, na progu mojego domu stał nie kto inny, a nasza zguba - Marco Reus.
~*~
- Jenny dała mi twój adres - powiedziałem, patrząc zagubiony na stojących przede mną trzech mężczyzn, których twarzy nie byłem w stanie rozpoznać. Chociaż… jeden z nich, ten najniższy… to ten sam, którego widziałem w moich wspomnieniach. A więc znalazłem Mario. Ten spojrzał na mnie wrogo i powiedział:- Ciebie do reszty popierdoliło Reus? Coś ty ćpał? Jenny kurwa! - Nie uwierzył mi.
Najwyższy z nich odciągnął mnie zaraz na bok i wyprowadzając na dwór zaczął:
- Marco, wspominanie Jen przy Mario to chyba nie jest dobry pomysł… - powiedział spoglądając ukradkiem, co robi pozostała dwójka. Mario usiadł, ukrywając twarz w dłoniach, a ten drugi, z niebieskimi oczami poklepywał go po ramieniu, coś do niego mówiąc.
Sam zbeształem się w myślach. Przecież on pewnie on za nią tęsknił po tym jak uciekła! Oj Jen… pewnie nawet się nie spodziewasz, prawda? Ale zaraz! Ja wiedziałem gdzie jest… patrząc na jej smutnego brata i pocieszającego go przyjaciela, miałem ochotę od razu go do niej zabrać. Brązowe oczy najwyższego z trójcy obserwowały mnie, kiedy biłem się ze swoimi myślami. Co powie Jenny? Zaufała mi, poza tym nie uciekła bez powodu. Postanowiłem najpierw dowiedzieć się czegoś więcej i wtedy podjąć decyzję.
Chyba najważniejsze już wiedziałem - własne nazwisko.
__________________
*i tak my już się nigdy nie spotkamy,
może tak być, ze można spotkać się dwa razy w życiu,
ale za drugim razem może być już za późno.
**on jest w drodze do domu pociągiem,
wygląda przez okno, pozwala myślom swobodnie biec (Obydwa cytaty z piosenki Cro - Bye,bye
No to tyle na razie :) Czekam na wasze opinie i komentarze jak zwykle z niecierpliwością. Kontakt można ze mną złapać na Twitterze - @AlyFlame
Ps: Tutaj też odblokowałam komentarze dla wszystkich ^^